POV Ashton
Puk puk puk.
Otworzyłem oczy, słysząc jak ktoś puka do drzwi.
- Kto przychodzi tak wcześnie ramo? - wymamrotał Calum z rogi pokoju.
- Nie wiem - mruknąłem. - Chyba trzeba iść sprawdzić.
Odrzuciłem kołdrę i wyczołgałem się z łóżka. Ledwo, bo prawie upadłem. James chyba naprawdę pobił mnie mocniej, niż myślałem. Czułem się jakbym właśnie wyszedł z samochodu, który chwilę temu miał poważną wywrotkę.
Calum trochę jeszcze pomajaczył i chyba usnął. Natomiast Luke na pewno nawet nie zdążył się obudzić. To dobrze,że niczego nie zauważyli. Nie chcę im tłumaczyć co się wczoraj wydarzyło.
Chwyciłem gitarę, która stała w rogu i uniosłem ją lekko w górę, gotowy aby wykorzystać ją w samoobronie, jeśli byłoby to jakiś włamywacz. To głupie, przecież włamywacze nie pukają do mieszkania, po to aby je okraść. Ale mimo to wolę nie ryzykować.
Wszedłem do salonu. Austin, Michael, Fizz i pani Clifford już tam byli.
- Jak myślicie, kto to jest?-spytała pani Clifford z lekko drżącym głosem.
Od czasu, kiedy po raz pierwszy wynajęliśmy tu apartament pani Clifford bała się tylko raz. Kiedy krążyły pogłoski, że tutejszy portier jest mordercą. Szczerze mówiąc, to się temu nie dziwię, bo on naprawdę go przypomina.
- Mamo dal spokój. Dlaczego po prostu nie możemy otworzyć drzwi i sprawdzić kto tam stoi?
- Bo...
Austin ruszył do przodu, chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Wpatrywałem się w osobę stojącą po drugiej stronie przez dobre dziesięć sekund. Dopuki nie zaczęła krzyczeć.
- Ash. Niespodzianka!
Pierwsza moja myśl była teka, że to seryjny morderca i Austin rzuci mnie jemu, za to co wczoraj zrobiłem, więc podniosłem gitarę wyżej i zrobiłem krok do przodu. Prawie upadłem na ziemię, gdy zobaczyłem, kto to był. Moja była psychiczna dziewczyna. Na nią to by się bat przydał.
Courtney przebiegła dziejący nas dystans i zarzuciła mi ręce na szyję, całując w usta. Od razu przypomniałem sobie nasze zerwanie. Pocałowała mnie jakby chciała mi wyssać mi usta.
- Dobra, dobra, dobra. - Odepchnąłem ją z dala ode mnie najdelikatniej jak tylko mogłem. - Co ty tu robisz... Co ty tu robisz o trzeciej trzydzieści rano. Uhhh... Po co tu przyszłaś o trzeciej trzydzieści!>
Zachichotała. To był następny problem. Była chichotką. I to było straszne. Ona była straszna. Bo kto normalny puka do drzwi o trzeciej trzydzieści rano?
- Głuptas z ciebie - pisnęła, żartobliwie uderzając mnie dłonią w klatkę piersiową. Ał. Jej paznokcie były jak szpony. - Pomyślałam, że chciałbyś się ze mną spotkać.
Pani Clifford odchrząknęła. Błogosław ją.
- Uh, Courtney, wszyscy tutaj jesteśmy, więc nie najlepszy moment sobie wybrałaś na rozmowę z Ashem.
Courtney wydęła dolną wargę w grymasie.
- Zawsze możemy iść do mnie.
Zabrałem włosy z oczu.
- Courtney jest trzecia trzydzieści rano. Wszystko o czym marzę to tylko moje łóżko. Porozmawiamy rano, OK?
Dziewczyna tylko westchnęła. Widziałem jak była oburzona przez to co powiedziałem.
- Dobrze. Do zobaczenia za kilka godzin.
- Dobranoc. - Zeszedłem jej z drogi, a następnie zamknąłem za nią drzwi. - Może nie jest jeszcze za późno, aby zarezerwować lot do Ameryki Południowej.
Pani Clifford podeszła do mnie i chwyciła za ramiona.
- Ashton musisz jej powiedzieć, że nie jesteś nią już zainteresowany, w przeciwnym razie nigdy nie zostawi cię w spokoju.
Westchnąłem.
- Wiem. Ale co, jeśli ona nadal będzie mnie prześladować. Przecież pojawiła się tu o trzeciej trzydzieści rano. Pomyśl co ona może jeszcze zrobić.
- Wtedy wymyślimy coś innego. Ale do tego czasu, po prostu z nią porozmawiaj. Spróbuj jej wyjaśnić, że już nic do niej nie czujesz.
Postanowiłem nie mówić pani Clifford, że nigdy nic nie czułem do Courtney. Ona była po prostu gorąca i miała wszystko na swoim miejscu. Według mnie to są dwie najważniejsze rzeczy, które dziewczyna może mieć. Ale nie były one u niej tak mocne...
Michael przeciągnął się i ziewnął.
- Wracam do łóżka. Dobranoc wszystkim-powiedział wchodząc do jego i Austina sypialni.
Pani Clifford również wróciła do swojej sypialni, a ja nadal przed drzwiami. I co mam powiedzieć Courtney.
- Wątpię aby była w stanie dostać się tu teraz. Drzwi są zamknięte. Ale jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej to możemy przesunąć meble.
Prawie podskoczyłem na dźwięk jej głosu, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to tylko Fizz.
- Nie powinnaś być w łóżku?
- A ty nie powinieneś? - odparła krzyżując ramiona. - Dalej Ash, co cię gnębi?
- Zastanawiam się jak mam powiedzieć Courtney, że już nic do niej nie czuję.
- Po prostu powiedz jej prawdę, ale musisz zrobić to ostrożnie, w przeciwnym razie możesz poczuć jej gniew na własnej skórze, a jeśli naprawdę jej na tobie zależy to pozwoli ci odejść. - Z tymi słowami Fizz wróciła do swojego pokoju, zostawiając mnie w jeszcze większej rozterce.
Rano przyszło zdecydowanie zbyt szybko. Ostatnia rzecz jaką chciałem było wstanie z łóżka, ale wiem, że będę musiał zrobić to prędzej czy później. Po pewnym czasie postanowiłem w końcu wstać. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dziesiąta trzydzieści. Tylko Fizz była w mieszkaniu. Siedziała na kanapie i spojrzała na mnie kiedy wszedłem do salonu.
- Cześć - przywitała mnie. - Dobrze spałeś.
- Taa... Jak w końcu zasnąłem.
Skinęła głową ze współczuciem, ale nie czułem się jakbym na to zasłużył. Zacząłem się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem taki jak James w stosunku do dziewczyn. Jasne, że nie mówię do nich takich sprośnych komentarzy, ale wykorzystywałem je do własnych celów. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że może to nie jest w porządku względem ich, ale teraz zacząłem się zastanawiać, jak wiele z nich zraniłem. Moim jedynym pocieszeniem było to, że wiedziałem kiedy się opanować. Przynajmniej tak myślę. Nie jestem tego jednak pewien.
- Austin zaraz wróci, wyszedł tylko na chwilę - zaczęła Fizz, odstawiając swój telefon na bok.
Skinąłem głową wyciągając pudełko ze zbożowymi płatkami i miskę.
- O co chodzi?
- Powinniśmy mu powiedzieć o tych fałszywych randkach. Żeby więcej nie powtórzyła się ta sytuacja z wczoraj i ta z basenem.
Wsypałem płatki do miski i zalałem je mlekiem.
- A jeśli mu się to nie spodoba.
- Wtedy skłamiemy mu, że to tekst do nowej piosenki.
Musiałem przyznać jej rację, że czas aby w końcu Austin o wszystkim się dowiedział. Ale z drugiej strony chyba wolałbym aby mnie zabił, przynajmniej nie musiałbym się zmierzyć z tą sprawą z Courtney.
- Dobrze - zgodziłem się niechętnie. - Ale masz to dobrze rozegrać. Inaczej będę zwisać nogami w dół z naszego okna.
- Myślę, że po prostu rozwaliłby twoją głowę o drzwi od piekarnika-odpowiedziała Fizz.
- Nie pomaga.
Kiedy skończyłem płatki, wziąłem prysznic i założyłem jeansy i T-shert.
Właśnie jak wychodziłem z mojego pokoju, drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wszedł Austin.
- Austin - Fizz od razu do niego zagadała. - Ash i ja wpadliśmy wczoraj na pewien pomysł i chcielibyśmy wiedzieć co o tym myślisz.
Austin uniósł brew i od razu było wiadomo, że już coś podejrzewa. Zaczyna się super.
POV Fizzy
Austin już zaczyna coś podejrzewać. To nie jest dobry znak. Co mam powiedzieć? No cóż, równie dobrze mogę zacząć od mojego poprzedniego planu.
- Więc co to jest za pomysł? - zapytał sceptycznie Austin.
Poklepałam poduszkę obok mnie, a chłopak usiadł. Ash usiadł po mojej drugiej stronie i posłałam mu czarujący uśmiech, który zwykle posyłam gdy nie mam pewności, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Więc, zaczęliśmy wczoraj z Ashem rozmawiać po tym, jak okazało się, że Luke zaprosił inną dziewczynę do kina i ta cała sytuacja była tylko po to aby Luke zwrócił na mnie uwagę i wymyśliliśmy... Żeby Ash przez trochę poudawał mojego chłopaka. Tylko udawał, nic więcej.
- Nie podoba mi się ten pomysł-Austin powiedział natychmiast, nawet nie tracąc czasu.
Ash zamrugał kilka razy, a mi zabrakło powietrza w płucach i musiałam sobie przypomnieć jak się oddycha.
- Dlaczego nie? - zapytał Ash, nieco urażony.
Austin zarechotał.
- Uh, bo to ty koleś. Jesteś osobą, która miała mnóstwo takich dziewczyn jak ta co przyszła dziś o trzeciej trzydzieści, a potem zaprosiła cię do spędzenia reszty nocy u siebie. Poza tym, kto by w to uwierzył. Fizz to nie twój typ. Jest zbyt naturalna.
Byłam pewna, że to był komplement.
- W każdym razie - kontynuował mój brat. - Ludzie którzy bawią się w fałszywe randki źle na tym kończą.
- Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach - zaprotestowałam oburzona. - Nic nam się nie stanie przez to, że udajemy, że jesteśmy parą!
Austin wzruszył ramionami.
- Nieważne. W każdym razie to wszystko jest hipotetyczne, prawda? Wy w rzeczywistości, nie zrobilibyście czegoś tak głupiego, co nie? Chyba nie wierzysz, że Luke da się na to nabrać.
- Hmmm... p-prawda - Ash się zająkał.
- O-oczywiście.
Austin skinął głową.
- To dobrze. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. - Wstał i wyciągnął nogi.
- Tak przy okazji. Jak było na filmie? Tandetne?
- Oh, tak, tandetne - przytaknęłam. - I na pewno nie kupię go gdy wyjdzie na DVD.
Austin skinął głową.
- Cóż jestem głodny. Chcecie coś do jedzenia?
- Nie, dzięki - powiedziałam szybko i wstałam. - Mam zamiar iść poopalać się przy basenie.
- Pójdę z tobą - powiedział Ash. - Do zobaczenia później, Austin!
Założyliśmy nasze stroje kąpielowe i wybiegliśmy z mieszkania tak szybko, że prawie staranowaliśmy naszego sąsiada, który wychodził z windy, niosąc mnóstwo torb z zakupami.
To byłby nasz pierwszy raz kiedy będziemy musieli udawać parę w hotelu, przed ludźmi, których znamy i żeby oni się nie domyślili. Tylko Luke. Mam nadzieję, że jeszcze tego nie będziemy musieli robić i nigdzie po drodze nie spotkamy Luke'a.
Mamy szczęście, bo przy basenie nie było nawet śladu Luke'a czy Scarlett, więc rozłożyliśmy się na leżakach przy basenie.
Zanim zdążyliśmy rozpocząć jakąkolwiek rozmowę, Courtney pojawiła się dosłownie znikąd i rzuciła się na Asha. Ten tylko się skrzywił, czując jak jego siniaki dają o sobie znać.
- Courtney... Courtney... Courtney... Courtney... COURTNEY! - Ash krzyknął.-Ał... ał... ał...
Courtney zeszła z niego, ale nie całkiem. Usiadła mu na kolanach.
- Oh, tak mi przykro kochanie. Nie wiedziałam. Co ci się stało? Czy chcesz mnie pocałować, aby poczuć się lepiej?
Byłam rozbawiona, aż do tego momentu kiedy się odezwała, bo wtedy musiałam poszukać jakiegoś wiadra żeby zwymiotować tą jej słodkością.
- Nie, Courtney. Jest dobrze. Musimy porozmawiać...
- Tak? - spytała, kiwając głową. Jak porusza głową to jej kręcone blond włosy poruszają się razem z nią. Poprawiła swoje bikini, a jej twarz stała się poważna.
- Wiesz, że tak naprawdę się nie spotykamy? - zaczął Ash. - To znaczy, zerwaliśmy. Więc siedzenie mi na kolanach nie jest odpowiednim zachowaniem z twojej strony.
- Ah kochanie, chcę cię z powrotem - jęknęła. - Kocham cię.
Szybko zakryłam usta dłonią. Czy ona naprawdę go kocha? A co jeśli tak? Co to dla niego znaczy? Mam nadzieję, że nie zaczną się znowu spotykać. Niech ją po prostu wyrzuci jak zabitego pająka. No ale oczywiście on nie mógłby tego zrobić, bo nie jest aż taki okrutny.
Jest taki słodki i uroczy.
- Courtney - Ash powiedział łagodnie, biorąc ją za ręce. - Zależy mi na tobie. Naprawdę, ale nie jestem w tobie zakochany. Jesteś wspaniałą dziewczyną, ale ja nie jestem dla ciebie.
Wow. To było naprawdę zdumiewające. Nie wiedziałam, że stać go na coś takiego.
- Mam na myśli - ciągnął dalej. - Że teraz umawiam się z kimś innym.
Czekaj... CO? Czy on miał na myśli mnie? Zadawał sobie sprawę, że my umawiamy się tylko na niby, prawda? I że to nie miało być ogłaszane publicznie?
- Więc możemy być tylko przyjaciółmi - skończył z lekkim uśmiechem na twarzy.
Courtney nie wyglądała na oczarowaną. Wstała i patrzyła na niego z góry, dosłownie trzęsąc się z wściekłości.
- Czyli oszukiwałeś mnie? - zapytała.
Ash spojrzał na nią zszokowany,
- Oczywiście, że nie. Po prostu...
- Kim ona jest?
Ash spojrzał na mnie.
- Czy to ona? - Courtney wskazała na mnie oskarżycielsko palcem.
- O-Oczywiście, że nie! - zaprotestował, ale nie był przekonujący. - Przecież to siostra mojego najlepszego przyjaciela!.
- To nic nie znaczy! - krzyknęła.
- Nie spotykamy się? - poparłam chłopaka.
Courtney posłała mi nienawistny wzrok.
- Coś się dzieje między wami, to widać. A ja mam zamiar dowiedzieć się co. - Po swojej jakże ciekawej wypowiedzi, odwróciła się i odeszła.
Wymieniliśmy spojrzenia z Ashem. Wyraz jego twarzy mówił, że wie jak bardzo zawiedliśmy. Ale to nie zmienia tego co właśnie zrobił. To można ująć w dwóch słowach:
Duże kłopoty.
***
Taki bardziej dramat. Historia zaczyna się rozkręcać.
Więc Courtney jest trochę mniej niezrównoważona niż planowałam na początku. Ale pojawiła się w drzwiach o 3:30 rano, więc trochę tam jest tego niezrównoważenia.
I dziękuję za wszystkie komentarze. Uwielbiam je czytać, to naprawdę duża motywacja.
Miłego weekendu!
O Boże! Już się nie mogę doczekać tego co zamierz Scarlet (nie lubię jej) jestem pewna, że będą przez to jakieś kłopoty. Życzę dużo weny:)
OdpowiedzUsuńO Boże! Ale szybko dodałaś! A ja dopiero teraz czytam. Boski!
OdpowiedzUsuńHej! Świetny blog i bardzo ciekawe opowiadanie. Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział.XD Pozdrawiam i życzę weny!
OdpowiedzUsuńSuper! Kiedy NEXT??
OdpowiedzUsuń